Kiedyś elementem edukacji każdego młodego człowieka była podróż. Najpierw po Europie, później do Azji. Ja swoją podróż edukacyjną do Indii odbyłam w tak zwanej sile wieku, dlatego mój odbiór pewnych zjawisk był o wiele bardziej jednoznaczny, a nawet krytyczny niż gdybym odwiedziła ten kraj jako dwudziestolatka. Okazją do pojechania do kraju słoni było zaproszenie, jakie dostałam od Institute of Indian Heritage na doroczną konferencję, która nie była poświęcona tylko astrologii, ale różnym hinduskim tradycyjnym dziedzinom wiedzy o świecie i człowieku. Razem z Miłką Krogulską, Angelą Cornish i Andrew Bevanem byliśmy specjalnymi gośćmi reprezentującymi astrologię zachodnią.
Wyjazd do Indii to nie podróż do Rzymu. Trzeba się dobrze przygotować. Przede wszystkim zrobić wszystkie niezbędne szczepienia, w tym przeciw wściekliźnie, bo w Indiach wszędzie ma się kontakt z dzikimi zwierzętami i bezdomnymi psami.
Konferencja w stylu indyjskim
Hindusi wielką wagę przykładają co celebracji, ceremonii, powitań i oddawania honorów. Podczas konferencji każdego dnia tyle samo czasu organizatorzy przeznaczyli na powitania specjalnych gości (w tym nas), co na wykłady, na które, w przeciwieństwie do zachodnich konferencji, nie było limitów czasowych. Większość wykładowców miała krótkie wystąpienie, piętnastominiutowe, chociaż zdarzali się i tacy, którzy mówili ponad godzinę. Charakterystyczne dla wykładów indyjskich było to, że wielu mówców zanim przeszło do tematu, śpiewało tradycyjną pieśń hinduską. Ciekawie byłoby przenieść ten zwyczaj na zachodnie konferencje. Ja przedstawiłam wykład o elekcjach małżeńskich, Miłka Krogulska mówiła o życiu i horoskopie Wandy Dynowskiej, Andrew Bevan miał wykład o Punkcie Wieku, a Angela Cornish zrobiła wstęp do astrologii horarnej. Nasze wykłady zostały przyjęte z zainteresowaniem. Mimo że Hindusi używają innego zodiaku, to samą interpretację horoskopu robią podobnie, bo przecież astrologia hinduska wywodzi się z astrologii hellenistycznej, przywiezionej do Indii podczas podbojów Aleksandra Wielkiego. Dostaliśmy też dyplomy, które zostały nam wręczone bardzo uroczyście. Jako honorowi goście musieliśmy też siedzieć na scenie podczas całej konferencji. Był to bardzo męczący przywilej.
Każdy podczas konferencji chciał sobie z nami zrobić pamiątkowe zdjęcie, co było bardzo miłe, ale po dwóch dniach stało się to bardzo uciążliwe. Nigdy w życiu nie zrobiono mi tylu zdjęć. Hindusi w ogóle dużą wagę przywiązują do fotografowania się z gośćmi, wielu miało ze sobą albumy i pokazywali je każdemu, kto się nawinął. Sesje zdjęciowe trwały również po konferencji. W Tadż Mahal spotkałam grupę tybetańskich mnichów, którzy chcieli mieć zdjęcie ze mną.
New Delhi – piekło i niebo w jednym
Stolica Indii to połączenia piekła i nieba, piękna i brzydoty, bogactwa i biedy. Trudno swobodnie poruszać się po mieście, bo albo napotyka się na tak gęsty tłum ludzi, tuk-tuków i ryksz, że nie można się przez nie przecisnąć, albo nie ma chodnika i strach iść poboczem ruchliwej ulicy. Dlatego większość miejsc w Delhi jest dostępnych dla białych ludzi tylko podróżując taksówką lub tuk-tukiem. Dla kobiet podróż po Indiach, a szczególnie po stolicy, nie jest łatwa i bezpieczna. Kobiety w tym kraju mają bardzo niski status społeczny i praktycznie trudno jest załatwić coś, jeśli nie podróżuje się z mężczyzną. Bardzo często trzeba w hotelu, sklepie czy środkach komunikacji być bardzo stanowczą, aby uzyskać dostęp do internetu lub śniadanie o ustalonej porze. Nieraz nawet i to nie pomaga, jeśli nie ma się mężczyzny u boku. Do tego dochodzi problem gwałtów, nie ma dnia, żeby w prasie lokalnej nie pisano o tego typu tragedii. Dlatego kobiety w podróży po Indiach, szczególnie w miastach, nie powinny wychodzić same, poruszać się tylko taksówką i nie rozmawiać z obcymi. W Delhi po zmroku hordy pijanych mężczyzn stanowią duże zagrożenie dla samotnych kobiet. Część ulic jest zamykana na noc z uwagi na rabusiów, dlatego wracając pieszo w nocy trzeba mieć ze sobą mapę, że by móc znaleźć inną trasę.
Wszędzie w Indiach można zjeść albo drogo w knajpach dla turystów, albo tanio w knajpach dla Hindusów, albo bardzo tanio na ulicznych straganach, potrawy są na nich przygotowywane i podawane w bardzo niehigieniczny sposób. Należy jednak pamiętać, że najbezpieczniejsze jest jedzenie gotowane i smażone, surowe i mięsne potrawy mogą nie zostać dobrze przyjęte przez nasz organizm, przyzwyczajony do innej flory bakteryjnej. Hindusi jedzą też bardzo ostre przyprawy, jeśli więc ktoś tego nie lubi, powinien uprzedzać kelnera i brać najłagodniejsze smaki. Hinduskie jedzenie jest przepyszne, ale każdemu może się znudzić. Dla tych, którzy jak ja, nie przepadają za codziennym hinduskim menu, jest na szczęście dużo chińskich restauracji w Delhi i w innych częściach kraju. Jak widać ta kuchnia podbiła nie tylko rynki w Europie i Ameryce.
Tadż Mahal – księżycowy grobowiec
Duże wrażenie robi grobowiec Taj Mahal z XVII wieku, dlatego będąc nieopodal, warto odwiedzić to miejsce. Mimo że jest to piekło dla turysty, bo naganiacze i sprzedawcy wprost fizycznie napierają na białych turystów, to sama budowla robi wrażenie. Przepięknie zdobione szlachetnymi kamieniami marmury tworzą solidną budowlę. Tysiące turystów nie rozwiewają jednak melancholii tego miejsca, jest to przecież grobowiec, gdzie spoczywa z żoną władca Szahdżahan z dynastii Wielkich Mogołów. Zbudował go na pamiątkę przedwcześnie zmarłej, ukochanej żony Mumtaz Mahal i kazał się tam pochować. Budowa trwała 22 lata i pochłonęła wiele środków z monarszego skarbca. Wszyscy radzą, aby Taj Mahal zwiedzać z samego rana, tuż po wschodzie słońca. Ja mam inną radę da tych, którzy się tam wybierają. Raz w miesiącu, podczas pełni księżyca, można zwiedzić budowlę w nocy. Widok jest nieziemski, bo białe marmurowe mury stają się przezroczyste, widać za to mieniące się tysiącami barw szlachetne kamienie, którymi ozdobienie są ściany mauzoleum. To bajkowy i jedyny w swoim rodzaju widok.
Goa – raj na ziemi
Na koniec wylądowaliśmy w raju na ziemi czyli w Palolem, na samym południu Goa, gdzie piaszczyste plaże, palmy i ciepłe morze sprawiają, że brud i bałagan, którzy Hindusi robią na każdym kroku, nie przeszkadza tak bardzo. Goa to dawna kolonia Portugalska założona w 1510 roku, którą w 1961 roku zaanektowali Hindusi. Teraz jest to bardzo turystyczna część Indii, gdzie jest bezpiecznie i można odpocząć. Gdziekolwiek się nie pojedzie, wszędzie serwują kuchnię z całego świata. Palolem i okolice to najbardziej południowa część Goa, blisko parku narodowego, dlatego nie ma tam betonowych hoteli i tak wielu plażowych sprzedawców.
Duchowość i religia
Hindusi są bardzo religijnym narodem, wszędzie, nawet w sklepach z odzieżą, można natknąć się na ołtarzyki i wizerunki bóstw. Wszędzie składane są ofiary ze świeżych kwiatów, głównie nagietków. Każdy Hindus przechodząc koło świątyni przystaje i odmawia modlitwę. Raz w miesiącu jest ogólnonarodowe święto poświęcone jakiemuś bogowi, dzięki czemu Hindusi mają dużo dni wolnych w miesiącu (przynajmniej 4-7 dni). Na Goa rozmawiałam z polskimi dziećmi, które chodzą do lokalnej szkoły i ten hinduski zwyczaj podobał im się bardzo, bo co chwila mają wolne.
Indie są mekką dla joginów z całego świata. Jednak tylko w turystycznych rejonach można znaleźć regularne szkoły jogi. Hindusi ogólnie nie ćwiczą asan, czyli pozycji jogi, jeśli nie mają z tego konkretnych pieniędzy. Na Goa koszt udziału w zajęciach jogi jest taki sam jak w Warszawie. Oczywiście wszędzie można, a nawet trzeba negocjować. W czasie podróży spotkałam wielu europejczyków, którzy z zachwytem opowiadali mi o zamkniętych ośrodkach, czy wręcz miasteczkach, w których odbywają się festiwale jogi i medytacje. Dziwnym trafem trzeba sporo zapłacić za pobyt tam, a w zajęciach nie uczestniczą tubylcy. To duchowy biznes, który w Indiach został doprowadzony do mistrzostwa. Hindusi to bardzo religijny naród, ale jest to religia walcząca – zakazane jest tam nawracanie na inną religię, a niedawno jedna z posłanek chciała przeforsować ustawę o kastracji przedstawicieli innych wyznań. Zanim wejdzie się do jakiejkolwiek świątyni, trzeba przejść przez bramkę z wykrywaczem metalu, bo jest to kraj, gdzie zagrożenie terrorystyczne jest bardzo wysokie. To kraj kontrastów i jeśli chce się naprawdę zobaczyć go nie od turystycznej strony, warto pojechać w miejsce, gdzie można zaprzyjaźnić się z tubylcami (Hindusi są bardzo serdecznie, choć na każdym kroku próbują cię naciągnąć na pieniądze) i zobaczyć, jak naprawdę się tam żyje. Mimo pięknej przyrody Indie nie są najlepszym kierunkiem dla tych, którzy nastawiają się bezpieczny i bezproblemowy odpoczynek. Ja na pewno nie planuję tam wracać, mimo że organizatorzy wysłali mi zaproszenie na przyszłoroczną konferencję w New Delhi, bo jedna wizyta w zupełności zaspokoiła moją ciekawość.
Tagi: astrologia, horoskop, Izabela Podlaska, konferencja astrologiczna, Indie